Słynne bary mleczne, leniwe pierogi, zsiadłe mleko i ocet na prawie pustych półkach. Co jeszcze kojarzy się nam z PRL, kiedy myślimy o aspektach gastronomicznych tych, ponoć, trudnych czasów?
Mimo pustych półek, ludziom jedzenia nie brakowało. Owszem, wszechobecny ocet zamiast innych produktów wzbudzał uczucie irytacji wśród klientów, zaś długie kolejki tylko potęgowały złość, jednak wiele osób z rozrzewnieniem wspomina czas, w którym nie wszystko było dostępne od ręki. Kiedy chciało się otrzymać towar deficytowy, taki jak meble czy maszyna do szycia, kolejki utrzymywały się nawet kilka tygodni! Z powodu braków w towarze, pieniądze nie były wystarczającą walutą, aby nabyć towar. Od roku 1976 w Polsce wprowadzono ponownie (pierwszy raz po wojnie) system reglamentacji towarów – popularne kartki. Dzięki nim można było kupić m.in. określoną ilość mięsa, słodyczy, benzyny czy alkoholu. Mimo tego, domowe szafki uginały się pod zapasem cukru, mąki czy mleka w proszku, z których gospodynie mogły wyczarować rozmaite pyszności. Kartki chętnie między sobą wymieniano. Ci, którzy nie palili, oddawali swoje kartki na papierosy. Ludzie nieposiadający samochodu, chętnie handlowali kartkami na benzynę. W taki sposób ludzie radzono sobie z niemożnością kupienia zadowalającej liczby artykułów.
W czasach PRL królowało domowe jedzenie. Prawdziwe panie domu gotowały pożywne obiady, aby posilić mężów wracających z pracy i gromadkę dzieci maszerującą ze szkoły. Popularyzował się także obraz kobiety pracującej, dlatego często cała rodzina żywiła się na stołówkach pracowniczych i szkolnych oraz w barach mlecznych, których nazwa wzięła się od licznie serwowanych produktów bezmięsnych. Specjalnością takich barów były omlety, kotlety jajeczne, naleśniki, pierogi czy kluski, którymi zajadali się nie tylko studenci i dzieci, ale również robotnicy czy wykładowcy akademiccy. Serwowane potrawy były proste, ale smaczne, ponadto w niskich cenach. Bary mleczne charakteryzowały się zazwyczaj żeńską obsługą, ubraną w białe fartuchy i czepki. Białe talerze z niebieską obwódką i napisem „Społem” to nieodłączny element wystroju barów mlecznych. Ależ klimatycznie! W Warszawie jednym z najbardziej znanych barów był „Prasowy”, który funkcjonował nieustannie od roku 1954 do 2011, jego działalność została wznowiona w roku 2013 i do dziś prężnie funkcjonuje.
Po obiedzie czas na pobudzającą kawę lub orzeźwiającą oranżadę! W czasach PRL bardzo trudno było o dobrej jakości napoje. Najpopularniejsza kawa serwowana była po turecku – grubo mielona, zalewana wrzątkiem i podawana w cienkich szklaneczkach, najczęściej z metalową obręczą, pamiętacie? Na orzeźwienie polecamy sodę z saturatora! – popularnie zwaną gruźliczanką. Szklanka, z której pili wszyscy, była płukana wodą z wewnętrznego obiegu, która wymieniana była tylko raz dziennie. Współczujemy ostatniej osobie! Saturatory, za niewielką opłatą częstowały nas gazowaną wodą (a nawet wodą z sokiem!). Na ulicach można też było spotkać wózki z wodą sodową, którą można było ugasić pragnienie za skromną opłatą. Spopularyzowała się oranżada w foliowych woreczkach czy daleka krewna coli: polo-cocta. W barach mlecznych pijało się kompoty, koktajle czy kwaśne mleko. Sentymentem obdarzony został również sposób dostarczania mleka – było ono donoszone pod dom, w szklanych butelkach, po wykupieniu w sklepie odpowiedniego abonamentu! Ponoć to właśnie w PRL sprzedawano najlepszą śmietanę czy twarogi – niejeden za nimi tęskni. Również chleb wypiekany na naturalnym zakwasie, bez ulepszaczy i spulchniaczy to dzisiaj marzenie wielu z nas.
W żłobkach i przedszkolach dzieci codziennie na śniadanie zajadały się (albo udawały że się zajadają) grysikiem, czyli kaszą manną, w najlepszym wypadku zaserwowaną z sokiem malinowym. Alternatywą była zupa mleczna z rozgotowanym makaronem lub kluskami i obowiązkowo z mlecznym kożuchem na wierzchu. Dziecięcy obiad to najczęściej makaron z twarogiem, leniwe pierogi z bułką tartą, ryż ze śmietaną i duszonym jabłkiem czy racuchy. Takie obiady dzieci wspominają z sentymentem. Wszystko obowiązkowo musiało być posypane dużą ilością cukru. Do picia – kompot z symboliczną wisienką lub truskawką, koniecznie mocno rozwodniony! Na deser zaś kisiel lub budyń. Z talerza musiał zniknąć wszystko!
A jakie słodycze zajadały dzieciaki? Co z „kombinowaną” kuchnią i schabowymi z mortadeli? Jakie menu serwowane było na imieninowych imprezach? Wszystkiego dowiecie się w kolejnej części kuchni PRL 🙂