Pomimo wysiłków komunistycznych władz, które pragnęły zlaicyzować Boże Narodzenie (cenzura nie pozwalała używać tego słowa), aż 99 % Polaków, w roku 1975, zasiadło do wigilijnego stołu. Aż 90 % podzieliła się opłatkiem, nawet ci, którzy deklarowali się jako zagorzali ateiści. O północy masowo okupowano kościoły, w których odbywały się pasterki. Cóż więc poszło nie tak? Towary rzucone, aby ludzie mogli chwalić PRL, a nie Pana Boga, święta – określone jako przerwa świąteczna – dalej obchodzone jako Boże Narodzenie. Obywatele liczyli na dwudniowe obżarstwo, jednak bankrutujące państwo nie mogło tej idylli ciągnąć w nieskończoność. Zaczęły się ponowne kolejki, jak w latach 60. i ogromne braki w towarach. Sytuację ratowali tylko gospodarze, których w swej rodzinie posiadała większość obywateli. To dzięki nim stoły na święta nie były puste. Ludzie przestali wierzyć, że znów zagości względny dobrobyt. Kolejki się wydłużały, płace zmniejszały, towaru – brak. Trzy lata przepychu szybko zasłonięte zostały przez kolejne lata wielkich braków. Historia zatoczyła koło, a dni Gierka były już policzone.