Niby grudzień, niby mróz za oknem niewielki – a przez to i tak nie chce się wychodzić na podwórko. Synoptycy straszą, że prawdopodobnie nadchodząca zima, będzie najmroźniejszą od lat – to jednak tylko przypuszczenia. Cofnijmy się więc do prawdziwych zim stulecia – tej z 1962/1963 oraz 1978/1979 roku.
Przełom roku 1978 i 1979 był dla Polaków wielkim zaskoczeniem – do Polski zawitała zima, jakiej nikt się nie spodziewał. Wcześniej, w grudniu 1962 roku – również nie brakowało śnieżnych utrudnień. Siarczysty mróz skutecznie komplikował życie Polakom. To, co zagwarantowała zima w latach 60. było prawdziwą katastrofą. Intensywne opady śniegu spowodowały paraliż komunikacyjny całego kraju. Problem był z zaopatrzeniem, ogrzewaniem, a także z codziennym życiem. Zamknięto zakłady pracy i szkoły, bo pracownicy i uczniowie nie mieli jak się do nich dostać. Przez cały styczeń 1963 roku Polska nie mogła wygrzebać się spod setek ton śniegu, który skutecznie utrudniał życie absolutnie każdemu obywatelowi. Owszem, na całym świecie zima dała w kość, ale w Polsce naprawdę szczególnie było to zauważalne. Największe śniegi spadły w okolicach Krakowa. Najstarsi kolejarze nie pamiętali tu takiej zimy. Zawiadowca z Płaszowa mówił: „Kto tego nie widział, nie uwierzy. Dwa parowozy nie mogły uciągnąć dwóch wagonów. Na mrozie stwardniały smary, koła grzęzły w zaspach”. Po dwóch dniach sytuacja została opanowana: „To znaczy, że np. pociąg z Berlina spóźnił się 300 minut, a nie 500, jak przedwczoraj, a szczeciński tylko 3 godziny”.
Państwowe służby nie radziły sobie z opanowywaniem żywiołu. Do akcji zostali włączeni obywatele. Pospolite ruszenie objęło załogi zakładów, studentów, uczniów i zwykłych mieszkańców. Dopiero w połowie lutego zima stulecia zaczęła lekko odpuszczać. Lód na rzekach zaczął pękać, wydawać by się mogło, że to koniec armagedonu. Nic bardziej mylnego. Ostatnia doba lutego pobiła wszelkie rekordy tamtego roku. Na termometrach można było ujrzeć wtedy nawet… -38 stopni (Jabłonka). Lżej było w Nowym Targu (-35) czy w Krakowe (-28).
Sylwester 16 lat później nie zapowiadał jeszcze fatalnego w skutkach, mroźnego stycznia. Zimę z lat 70. nazwano zimą stulecia głównie z powodu gwałtowności, z jaką zaskoczyła wszystkich witających Nowy Rok. Zima zaatakowała z północy, od Suwałk, Gdańska i Szczecina przesuwając się w głąb kraju. Z godziny na godzinę temperatura była coraz niższa. Porywisty wiatr zasypał śniegiem drogi i szlaki kolejowe. Na ulice miast nie wyjechały tramwaje, pociągi utknęły na szlakach. Wiele miejscowości zostało odciętych od świata. Pociągi w ogóle nie docierały do miejsc przeznaczenia. W najlepszym wypadku były to wielogodzinne opóźnienia. Tak, jak 16 lat wcześniej, do walki z zimą ruszyli zwykli obywatele. Solidarny zryw sprawił, że na chodnikach i ulicach, zamiast kilkumetrowych, nieprzejezdnych pokryw śniegu, pojawiły się tunele, umożliwiające jakiekolwiek przeżycie. Ludzie, niestety, sami musieli radzić sobie z żywiołem, bo państwo nie potrafiło pomóc obywatelom podczas szalejącej zimy. I chociaż mrozy dawały się we znaki, to jednak największym problemem były nasilające się opady śniegu, które uniemożliwiały normalne funkcjonowanie. Niedziałająca kolej i kolejna fala śnieżyc sprawiły, że na przymusowo przedłużonych, zimowych koloniach utknęło niemalże 1300 dzieciaków.
Wiele było w Polsce zim, nieraz mroźniejszych – z tego słynął XX wiek. Jednak ta z 1978/1979 na długo pozostanie w pamięci wszystkich, którzy przez nią przeszli.